Kobieta 40 plus

Uroda 40 plus – Kobieta 40 plus
Ja, kobieta 40-letnia
Kobieta lat 40. Nigdy nie wierzyłam, że ten moment nadejdzie i nie wyobrażałam sobie chwili, w której będę musiała się z tym zmierzyć. A jednak – dopadło mnie to tak samo sprawiedliwie jak dopada wszystkich, niektórzy maja to już za sobą, inni wciąż przed – i ci drudzy sprawy sobie nie zdają jak szybko to nastąpi 😉
Jak się z tym czuję?
Szczerze mówiąc różnie. Wcale nie fatalnie, depresyjnie, najgorzej – co w sumie samą mnie dziwi, bo wcale nie lubię tego, że weszłam do zacnego skądinąd grona “Kobieta 40 plus”. Są chwile, w których nawet lubię powiedzieć – właśnie skończyłam 40 lat – choćby dlatego, że zwykle słyszę wtedy zdziwione “Taaak?? Nigdy bym nie powiedział/-a!”. Nie wiem czy to grzeczność czy autentyczne niedowierzanie, ale… mam to gdzieś 😉
Ostatnio spotkałam dawno niewidzianą znajomą, rok starszą, więc śmiało można założyć, że to rówieśnica. Byłyśmy razem na obozie letnim w 3 klasie ogólniaka… to jakieś 25 lat temu? I wstyd przyznać, moja pierwsza myśl – czy ja też tak staro wyglądam? Naprawdę wstydzę się, że przyszło mi to do głowy, ale skoro zdecydowałam się napisać jak się czuję ze swoim wiekiem – to tak, właśnie tak się czuję! Niby pogodzona, ale wciąż mam te cholerne 40 lat gdzieś z tyłu głowy. Porównuję, przyglądam się, analizuję.
Czasem, patrząc na młodszych do siebie czuje delikatne ukłucie zazdrości 🙁 Nie lubię tego, tym bardziej, że jest ono połączone z taką malutką satysfakcją “ha, Was też to czeka i to szybciej niż się spodziewacie!”. Czasem patrząc na trzydziestolatki myślę bardzo nieładnie – “Ty też będziesz miała zmarszczki, chomiki i pomięty dekolt”. No ale cóż, nikt nie jest idealny ;P A ja na szczęście nie skupiam się na zazdrości i rozmyślaniu o tym, że inni mogą mieć lepiej, to tylko stany chwilowego zaburzenia 😉 Zwykle egoistycznie myślę o sobie i o tym jak to sobie poprawić życie.
Zresztą, skoro już jestem tak bezwstydnie szczera, muszę wyznać wcale nie chciałabym mieć znów 25 lat! Ależ to był głupi okres w moim życiu! 🙂 Nie, nie był zły, był głupi i może trochę zmarnowany (no dobra, nie może, na pewno go trochę zmarnowałam). Wtedy mogłam więcej. Ale ja wtedy chciałam się bawić, korzystać z życia, choć teraz, z perspektywy czasu, inaczej wyobrażam sobie czerpanie z życia pełnymi garściami. 30 lat? Też nie chciałabym aż tak daleko cofnąć się w czasie. To był trudny okres początków mojego pierwszego macierzyństwa i zżymania się z dorosłością. Za to okres 34-35, a nawet 36 lat był wspaniały! To najlepsze jak dotąd lata mojego życia. To banalne, oklepane i znane wszystkim z różnej maści poradników i babskich gazet frazesy – dojrzałość, stabilizacja, znajomość samej siebie i swoich potrzeb. Wciąż młoda, a już tyle osiągnęłam. Tak, za tymi latami zdecydowanie tęsknię najbardziej.
I co teraz? Teraz chyba jestem pogodzona, w myśl zasady, żeby nie zaprzątać sobie głowy rzeczami, na które nie mam wpływu. Ale przykładam się bardzo pilnie do zadania, które sama sobie zadałam – chcę się zestarzeć ładnie i jak najpóźniej. Chce być kiedyś fajną, zadbaną, młodo wyglądającą babcią Klementyną.
Co się stało z moim ciałem?
Blog ma być o ciele, więc dość gadania o moim samopoczuciu. Jak zmieniło się moje ciało? No cóż, nie zaczęło się ono zmieniać gwałtownie, z dnia na dzień. To był proces, którego zaczęłam być świadoma w wieku 32 lat. Może, a raczej na pewno, zaczął się już wcześniej – choć jak patrzę na swoje zdjęcia w wieku 30 lat to teraz obiektywnie stwierdzam, że “nie wyglądałam”. Ale kto teraz wygląda na swój wiek? Chyba tylko zbyt wyzywająco ubrane i wymalowane nastolatki dodają sobie co najmniej kilka lat, potem jest już tylko lepiej.
W każdym razie w wieku 32 lat usłyszałam od przyjaciółki “o matko, jakie Ty masz zmarszczki!”. Nie zapomnę tego długo, o ile kiedykolwiek. To było tak cholernie nieprzyjemne doznanie, że o ile na co dzień nie rozpamiętuję swojej przeszłości, tak te słowa słyszę w głowie do dziś. Było to dla mnie tym bardziej niespodziewane i bolesne, że zewsząd wciąż słyszałam “wyglądasz młodo”, “masz góra 27 lat”. Wtedy po raz pierwszy zajrzała mi w oczy starość, choć z dzisiejszej perspektywy brzmi to dość śmiesznie.
Wtedy też zaczęłam swoją przygodę z biochemią kosmetyczną, retinoidami, ochroną anty-UV i artykułami Pani Basi Kwiatkowskiej. Najpierw nieśmiało, trochę z doskoku i na marginesie ważniejszych spraw. Bo trzeba było po drodze jeszcze skończyć kolejne studia, bo drugie małżeństwo, w którym zachciało mi się jeszcze urodzić dwójkę kolejnych dzieci, bo praca, bo jeszcze kilka innych aktywnych zainteresowań. Ale z roku na rok biochemia kosmetyczna nabierała coraz ważniejszego znaczenia w moim życiu. Tym ważniejszego im większe odnosiłam wrażenie, że mam efekty. Co prawda wrażenie to potwierdzają tylko życzliwe koleżanki, ale i tak uważam, że warto było. Bo fajnie mieć hobby i fajnie odnosić choćby mikro sukcesy. A ostatnio usłyszałam z ust przedstawiciela płci przeciwnej pytanie “ale Ty jesteś już z lat 80-tych, nie?” Nieee. I to był grubo przesadzony komplement, ale nawet jeśli bez pokrycia – ha, było miło. Bo zdecydowanie nie wyglądam tak młodo jakbym chciała. Z całą pewnością na 35+, pewnie nawet na około 40-stki, ale odnoszę wrażenie, że moja cera i ciało są w niezłym stanie i chce wierzyć, że to moja zasługa. Nie genów, choć one na pewno nie są bez znaczenia, ale mojej lekkiej i przyjemnej pracy związanej z pielęgnacją.
I zapewniam, że nie, nie mam świra na punkcie swojego wyglądu, a pielęgnacja swojego starego ciała nie zajmuje mi całego wolnego czasu 😉 Mam przecież też inne zainteresowania, i mam obowiązki, a tych chyba nie mało – bo trójka dzieci, bo praca i to już wypełnia mi większość życia. Ale gdzieś z boku leży ta moja biochemia i kręcę się koło niej z wiarą, że wszystkie zjadające mnie i moje komórki procesy zjedzą mnie trochę później.
A co już mnie zjadło, dopadło i jakie są moje największe zmory? (oczywiście te największe związane z wiekiem, bo to nie miejsce na pisanie o innych demonach).
Mam zmarszczki pod oczami, kurze łapska, których nie znoszę. W ogóle oczy mi się postarzały – trochę też to widać w ich opadających kącikach, a i worki pod oczami zrobiły się bardziej przepastne. Zrezygnowałam z soczewek kontaktowych i zaczęłam nosić okulary – chyba daje to – nomen omen – efekt optyczny, bo trochę ukrywa niedoskonałości.
Mam zmarszczki na czole, ale mniejsze niż pod oczami i odkąd uczciwiej się pielęgnuję odnoszę wrażenie, że nie są większe, głębsze, bardziej widoczne. Przyjmijmy, że to moja zasługa… Zaczynają mi się nieładnie starzeć usta i pojawiają się zmarszczki nosowo-wargowe – och, one chyba postarzają najbardziej! Nawet osoby, które nie mają kurzych łapek i pomarszczonego czoła z tymi bruzdami nigdy już nie będą wyglądały młodo. Podkreślają chomiki. U mnie jeszcze niewielkie, ale wiem, że będą – takie geny.
Zresztą – w ogóle ostatnio zaczęłam bardziej walczyć z efektami grawitacji niż ze zmarszczkami. Bo nie mam złudzeń – zmarszczek bez skalpela nie da się usunąć, nawet retinoidami, a na chirurgię plastyczną póki co się nie odważę. Mogę nieco powstrzymać zmarszczki, żeby nie były głębsze, żeby nowe nie powstawały tak szybko – i tu jest o co walczyć, bo ewidentnie mam cerę ze skłonnością do ich powstawania. A grawitacja dopadła mnie w stopniu niewielkim, więc chciałabym ją powstrzymać tak długo jak się da. Nie jest idealnie, broda wisi trochę bardziej niż jeszcze 5 lat temu, pyśki też są troszkę niżej, ale np. szyja wygląda wciąż całkiem dobrze. Więc teraz dołączam do swojego programu pielęgnacji pracę nad jędrnością.
Przebarwienia – przez 36, może 37 lat nie miałam ich w ogóle. A potem chyba przez kurację retinoidami, mimo stosowania wysokiej ochrony przeciwsłonecznej – wylazły mi 2 paskudy – jedna na policzku, druga na czole! Ale chyba udało mi się nad nimi zapanować – tę na policzku wybieliłam całkowicie, a ta na czole jest dużo bledsza! 🙂
Rozszerzone pory – udało mi się ich pozbyć w całkiem dużym stopniu! 🙂 Wciąż pozostało trochę do roboty na policzkach tuż przy nosie, ale po bokach twarzy właściwie jest gładziutko 🙂
Przejdźmy do ciała. Tu jest średnio… Nie najgorzej, ale też nie idealnie. Mam całkiem niezły dekolt jak na swój wiek (dzięki Bogu, że go nigdy nie opalałam :)), choć i na nim pojawiają się już drobne ryski, wciąż nie ma plam ani przebarwień i jeszcze mi nie wisi. Piersi – katastrofa :/ Z dużego i jędrnego biustu pozostały smętne naleśniki… W ogóle moja skóra straciła jędrność i wisi w niektórych miejscach, które kiedyś uważałam za swój największy atut. Szczupłe ręce i ramiona, chude, ładne plecy – kiedyś przyklejone do mięśni i kości, teraz zaczynają ciągnąć do ziemi. Brzuch – całkiem szczupły jak na mój wiek i trójkę dzieci – ale też za bardzo zwisa. No i cellulit – obecny!
Sądzę, że jest z czym walczyć i jest o czym pisać. A jak już stanęłam tu nago i zaprezentowałam wszystkie swoje braki, to teraz pora się z nimi rozprawić, a przynajmniej spróbować. I o tym będę tu pisać. Na razie zapraszam do działów: Twarz 40+ i Recenzje kosmetyków. Ale obiecuje, że wkrótce będzie więcej konkretów! 😉
A na koniec, jeszcze jedno:
Moje ulubione miejsca w sieci
- Biochemia Urody
- Forum Biochemia Urody – Strona Barbary Kwiatkowskiej
- Forum Laboratorium Urody
- Forum Wizaż.pl – dział Biochemia kosmetyczna
Z pozdrowieniami,
clementine
Kobieta 40
- Uroda 40 plus – clementine
- Uroda 40 plus – clementine
- clementine
- Uroda 40 plus – clementine
- clementine
- Uroda 40 plus – clementine
jedyny komentarz na jaki mnie stać: wszyscy sie zestarzejemy i tego nam życzę….bo to oznacza że będziemy mieć więcej czasu na delektowanie się życiem:)
szkoda że matka natura nie wyposażyła nas w akomodację wzroku do starości i nie nauczyła nas postrzegać ją jako piękno.
dla pocieszenia: medycyna estetyczna zastosowana odpowiednio wczesnie potrafi cofnąć wskazówke zegara…jeśli jest skorelowana z idealną dietą i mądrym ruchem.
wszystko dla ludzi ale my sami musimy słuchać własnego organizmu a nie tylko naukowych doniesień.
reasumując-po dwóch miesiącach jedzenia kaszy i wszelkiej maści warzyw skóra wygląda na 3 lata mniej -sama sprawdziłam;)
A! chirurgia w wielu 40 lat-uchowaj Boże…
Dziękuję za komentarz 🙂 Właściwie to się z nim zgadzam 😉 Nie próbuję na siłę cofnąć czasu, ale jak wielokrotnie wspominałam wcześniej – zatrzymać go na chwilę… Na chwilę, chociaż. Bo która z nas nie lubi dobrze wyglądać, zrobić czegoś dobrego dla siebie, która nie lubi komplementów, tak z ręką na sercu? A skoro można coś dla siebie zrobić – czemu nie? Oczywiście, że dieta, ruch są ważne, i słuchanie siebie, i jeszcze mnóstwo innych rzeczy, które sprawiają, że nasze życie nie jest puste. Ale chyba – na ten moment – to nie jest miejsce, w którym chcę o tym pisać. Niewykluczone, że kiedyś tak, bo i w tych tematach, jak każdy myślący i świadomy siebie człowiek, mam sporo do powiedzenia. 🙂 Tyle rzeczy jest do zrobienia, a tak mało czasu… Pozdrawiam!
Odnosząc się do wstępu, w którym piszesz “Nie wiem czy to grzeczność czy autentyczne niedowierzanie, ale… mam to gdzieś” – też tak mam 🙂 Skoro lecę cytatami, to pozwolę sobie przytoczyć słowa Myśliwskiego z “Traktatu o łuskaniu fasoli” : “Nie należy gardzić pozorami. Kiedy prawa nam nie sprzyja, pozostają na szczęście pozory.” Tak to jest. Kiedy człowiek ma dwadzieścia lat uważa, że prawda liczy się ponad wszystko, kiedy ma czterdzieści już wie, że prawda jest przereklamowana. Pozdrowienia 🙂
Przepraszam, oczywiście powinno być: “Kiedy prawda nam nie sprzyja…”
O tak, optyka się z wiekiem bardzo zmienia 😉