Jak ujarzmiłam koszmarne wypadanie włosów

Uroda 40 plus – jak ujarzmiłam koszmarne wypadanie włosów
Moje włosy są bardzo kapryśne. Nie są złe, ale daleko im do idealnie pięknych, gęstych i błyszczących. Są cienkie, ale zawsze było ich dużo, więc w sumie nie narzekałam. Pierwszy raz zaczęły mi wypadać dokładnie 10 lat temu – trwało to na tyle długo, że znacząco się przerzedziły, i choć potem odrosło ich całkiem sporo, nigdy nie wróciły do dawnej gęstości. Ścięłam, zadbałam i po około roku (sic!) sytuacja się unormowała. Potem były dwie ciąże – w każdej z nich moje włosy lśniły i były cudowne! Co prawda w połogu zawsze wypadały, ale nigdy z takim nasileniem, żebym miała wrażenie, że wyłysieję. Wypadały, a potem po prostu wracały do gęstości i jakości sprzed ciąży.
Jakiś czas miałam spokój, aż w ostatnim roku, jakoś późną wiosną, moje włosy znów zaczęły lecieć. Garściami. Kto to przeżył ten wie jaki to horror – zaczęłam bać się czesania! Po myciu głowy musiałam zbierałam całe kłęby z wanny, żeby nie zatkać odpływu. Do tego całe mieszkanie pokryły moje kłaki, a że mam fisia na punkcie sprzątania, mało nie spaliłam odkurzacza, który był w użyciu niemal cały dzień. Czas mijał, ale nic się nie poprawiało – moje włosy leciały coraz bardziej, przez dobre pół roku jak nie dłużej. Ze średnio grubej kity zrobił się marny mysi ogonek i nawet moja fryzjerka uznała, że to nie jest normalne i jest ich o wiele mniej.
Zrobiłam badania. Wszystko w normie. A teraz, kiedy sytuacja się ustabilizowała, próbuję przeanalizować wszystkie możliwe przyczyny i mam kilka podejrzanych czynników.
Wyszłam od tego co łączyło obie sytuacje – tę sprzed 10 lat i tę sprzed roku. Właściwie tylko 2 rzeczy – silny, przewlekły stres i długość włosów. Bardzo rzadko udaje mi się zapuścić włosy dłuższe niż do łopatek, a zarówno przy pierwszym, jak i przy długim epizodzie, wyhodowałam fryzurę do połowy pleców. Moje absolutne maksimum, i nie dlatego, że dłuższe nie urosną. Po prostu dłuższe nie wyglądają u mnie dobrze.
Jeśli chodzi o ostatnią przygodę z gwałtownym łysieniem, to brałam też pod uwagę wiek i fakt, że wspomniany wcześniej silny, długotrwały stres spowodował gwałtowne siwienie 🙁 Jeszcze w styczniu ubiegłego roku farbując odrost u fryzjera upewniłam się, że nie mam ani jednego siwego włosa, a podczas wizyty z końcem lata mój odrost po raz pierwszy nie był całkiem ciemny. Był siwy 🙁
Wtedy powiedziałam basta i postanowiłam wziąć się za sprawę kompleksowo. Efekty nie nastąpiły od razu, ale po kilku miesiącach zabiegów i działań wypadanie wyhamowało. Żeby nie było kolorowo to nie przestały wypadać całkiem, ale doszłam do momentu, w którym przestałam bać się szczotki i teraz wydaje mi się, że wypada ich normatywna ilość. Wierzę, że jest efekt moich świadomych działań, którymi chcę się tu podzielić, licząc na to, że może komuś moje doświadczenia pomogą oraz na to, że i Wy podzielicie się ze mną swoimi. Chętnie skorzystam z każdej dobrej rady, a szczególnie z tych, które nie będą wymagały wielkich poświęceń i nakładów pracy…
Wypadanie włosów – suplementacja
Jestem wielką, zagorzałą przeciwniczką suplementów diety. Właściwie wszystkich – choć jestem przekonana, że nie wszystkie czynią zło. Ale brakuje mi wiedzy farmaceutycznej, żeby zweryfikować, które są coś warte, a które są oszustwem, brakuje mi wiedzy medycznej, żeby ocenić czego ewentualnie brak w mojej diecie. A skromna wiedza jaką mam i znajomość zasad wprowadzania suplementów diety na polski rynek apteczny, skutecznie mnie do suplementów zniechęca. Wolę, żeby czegoś brakowało niż naszpikować się czymś co mi zaszkodzi.
Ale tym razem zrobiłam mały wyjątek – dla krzemu. Uznałam, że dobrej jakości suplement, który może korzystnie wpłynąć nie tylko na kondycję moich włosów, ale również skóry (zmarszczki i wiotczenie) i paznokci (kruchość i łamliwość), nie powinien mi zaszkodzić. Po długiej lekturze o dostępnych na rynku suplementach krzemu odrzuciłam wszystkie cudowne tabletki wielofunkcyjne, o długich składach. Może i krzem w połączeniu z innymi minerałami, działa synergicznie i bardziej kompleksowo, ale nie miałam ochoty na wszystkie ulepszacze, konserwanty i inne niespodzianki z listy składników. Wybrałam Krzem Oceaniczny Solgar, mimo, że też zawiera w składzie substancje wypełniające i zbrylające – ale poza tym w suplemencie nie znajduje się nic prócz krzemu, którego zawartość 1 kapsułce wynosi 54 mg dwutlenku krzemu, tj. 25 mg krzemu elementarnego. Zalecane dzienne spożycie, choć różni się w zależności od wieku, płci i pewnie jeszcze kilku czynników, uśrednia się do 20-30 mg.
Być może są w aptekach inne, lepsze źródła krzemu, być może mogłam się bardziej pochylić nad dietą, ale uznałam, że skuteczniejsze będzie zrobienie mądrego wyjątku od zasady i przyjęcie dobrze dobranego suplementu.
Tabletek w opakowaniu jest 50, zalecane jest dzienne spożycie to 1-2 sztuki. Ja uderzyłam z grubej rury i oczywiście brałam po 2, niestety z pilnością było gorzej i nie codziennie pamiętałam o ich zażyciu 😉 Zużyłam 2 opakowania w 3 miesiące, choć teoretycznie taka ilośc powinna mi wystarczyć na 50 dni.
Jednocześnie z krzemem poiłam się skrzypokrzywą, czyli naparem ze skrzypu i pokrzywy, zresztą piję sobie taką herbatkę do dziś – już nie codziennie, ale zdarza mi się nawet i 4 razy w tygodniu.
Wpadanie włosów – ratunek od zewnątrz
Jeśli chodzi o zabiegi jakie stosowałam zewnętrznie, to było ich raptem kilka i tylko takie, które były w zasięgu mojej ręki i możliwości. Które nie wymagały spania całą noc w czepku lub chodzenia z turbanem 5 godzin przed umyciem głowy. Choć na pewno byłyby skuteczne, nie mogę sobie pozwolić na takie “przyjemności”, więc postawiłam na metody, które mniej mnie ograniczały.
- Olej rycynowy – mieszałam z olejem z żeń-szenia, który również ma zbawienny wpływ na wypadanie włosów, wcierałam w skórę głowy i we włosy na całej długości, nakładałam czepek, a po 20-30 minutach solidnie i długo myłam głowę (olejek rycynowy jest bardzo gęsty i ciężko się go zmywa).
- Maska WAX Blonda – regenerująca do włosów jasnych i skóry głowy, zmniejsza wypadanie włosów – stosowałam po każdym myciu głowy, nakładałam czepek i trzymałam na głowie ok. 10-15 minut, tylko tyle ile potrzebowałam na dalsze zabiegi pielęgnacyjne pod prysznicem.
- Płyn wzmacniający do włosów z Biochemii Urody – wcierałam w skórę głowy i we włosy przed myciem, a także po myciu – na wilgotne włosy, bez spłukiwania.
- Olej arganowy zamiennie z olejem z nasion Chia i olejem z Maqiberry – jako olejek pielęgnujący końcówki włosów, używałam ich na mokre włosy, przed wysuszeniem.
- Skróciłam włosy o ok. 10 cm – choć oczywiście wiem, że podcinanie włosów nie sprawia, że rosną szybciej czy że są bardziej gęste, ale uznałam, że ze względów estetycznych tak będzie lepiej. Były zbyt przerzedzone, żeby ciekawie wyglądać przy długości do połowy pleców. Poza tym – może one po prostu nie lubią być zbyt długie? 😉 Bo może to przypadek, a może nie, że wypadają w przerażającej ilości właśnie wtedy, kiedy ich długość przekracza niewidzialną linię połowy pleców?
Wypadanie włosów – efekty po 6 miesiącach
Efekty mojej kuracji nie były natychmiastowe. Najpierw, po około 3-4 miesiącach, zauważyłam liczną armię maluszków, tzw. baby hair, które porosły całą powierzchnię mojego skalpu, wychodząc niesfornie na wszystkie strony, z każdej fryzury. Następnie, z mycia na mycie, zauważyłam, że leci ich do wanny coraz mniej i mniej, aż a końcu zupełnie przestały zatykać odpływ. Trochę ich jeszcze wypada, ale na tyle mniej, że już mnie nie przeraża. Wierzę też, że jak teraz, wiosną, powtórzę kurację od nowa, uda mi się odzyskać choć trochę blask dawnej czupryny 🙂
A przy okazji, niezależnie od włosów, wzmocniłam paznokcie, które zawsze były słabe i brzydkie. Brzydkie są nadal – co na szczęście udaje mi się ukrywać pod hybrydą, za to są wyraźnie grubsze i twardsze.
Liczyłam tez na efekt odmłodzenia, bo ponoć krzem, który łykałam w suplemencie i ten pochodzący z herbaty ze skrzypu, mają dobroczynny wpływ na naszą cerę – na jej elastyczność, jędrność i gładkość. Tu niestety efekty nie są spektakularne, choć może to ja oczekiwałam zbyt wiele? Na przykład cofnięcia się w czasie o 10 lat 😉 Takich efektów nie uzyskałam, choć z drugiej strony przyznaję, że moja cera w złej kondycji ogólnie nie jest – pytanie czy to zasługa krzemu? Nie wiem.
A Wy macie doświadczenia z przerażającym, hurtowym wypadaniem włosów? Jeśli to tak to napiszcie proszę, jak udało się Wam je poskromić.
Mój sposób to rezygnacja z chemicznego farbowania i woda brzozowa wcierana w skórę głowy 2-3 razy w tygodniu. Od 5 lat farbuje włosy chną i uważam, że u mnie to główny czynnik hamujący wypadanie włosów, niestety ma skutki uboczne – włosy sa obciążone farbą, stają się sztywniejsze i przestały się kręcić. Coś za coś ;( Spróbuję z krzemem, może pomoże na paznokcie.
Dla włosów kręconych jest genialna metoda mycia OMO – wyguglaj sobie jak masz ochotę i poczytaj o niej. Chodzi o mycie włosów odżywką, skrót oznacza O jak odżywka, M jak mycie, O jak odżywka. Włosy po jej zastosowaniu mniej się puszą, nie są sztywne – wręcz przeciwnie – skręt loków jest podkreślony. Ja używam sporadycznie, bo włosy mam proste, ale z lektury o metodzie wynika, że szczególnie kochają ją dziewczyny z kręconymi włosami. Pozdrawiam!
krzemu chyba jeszcze nigdy nie stosowałam, ale to moze przez to że moj szampon seboradin przeciw wypadaniu włosów jest własnie rewelacyjny i widze po nim dobre efekty 🙂
a może ktoś masuje skórę głowy zgodnie z punktami akupunktury? albo może zna tę metodę?
Słyszałam, nie stosowałam. Boję się, że nie byłabym wystarczająco systematyczna. Może w przyszłości się tym zainteresuję. Ale jak masz jakieś doświadczenia z tą metodą, podziel się 🙂
Ja też polecam tabletki firmy Solgar, ale „Włosy, skóra, paznokcie” skład w miarę prosty (7 składników) ale jak dla mnie działanie na włosy bardzo dobre. Na skórze i paznokciach nie zauważyłam różnicy (ale paznokcie mam całe życie twarde jak skala i niezniszczalne). Ponadto przed myciem głowy olej rycynowy i żółtko na skalp raz w tygodniu, a codziennie na wieczór wcierane naparu z kozieradki. U mnie to zadziałało po około 2 miesiącach a włosy wcześniej leciały mi garściami, aż miałam duży prześwit na czubku głowy. Generalnie przy terapiach na wypadanie włosów trzeba dużo cierpliwości, bo efekty przychodzą powoli. Oczywiście naprzód tez badania hormonów i tarczycy aby sprawdzić czy wypadanie nie ma podłoża chorobowego. U mnie zawsze wypadanie towarzyszyło silnemu stresowi.
Hormony mam ok, podejrzewam też silny stres. Natomiast do największego porządku doprowadził mnie Gelacet Plus. Najtrudniejsze dla mnie było dochodzenie do “mojego” sposobu – bo jak widać na każdego działa coś innego (więc bardzo warto się dzielić swoimi doświadczeniami, może ktoś będzie kiedyś mniej błądził dzięki nam :)) Druga trudna rzecz to cierpliwość, masz rację. Moje wypadanie trwało w sumie ponad rok. Udawało mi się je nieco przyhamować, ale zatrzymała je dopiero suplementacja Gelacetu. Teraz je obcięłam i są super. Nie odrosły tak gęste jak były, ale mam ich 2 x więcej niż w szczycie wypadania.
Ja od paru tygodni biorę tabletki biotebal i widzę, że włosów wypada coraz mniej. Tabletki zawierają biotynę, która nie tylko skutecznie hamuje wypadanie i pobudza porost włosów