Poretinoidowe zapalenie skóry
Poretinoidowe zapalenie skóry – to określenie, o którym dotychczas wiedziałam tyle co nic. Oczywiście obiło mi się ono o uszy czy oczy, gdzieś na blogach, ale nie uważałam, że kiedykolwiek mogłoby mnie dotyczyć. A już na pewno nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek w życiu będę miała pryszcze! Zmarszczki – owszem, obecne. Ale wypryski, wysyp, trądzik, pryszcze, gule, syfy – o, nie, to nie mój problem! I jakam stara, takam głupia – kolejna lekcja pokory za mną.
Ale po kolei. Zorac zaczęłam stosować w połowie września 2014 r. i pierwsze dwa miesiące były całkiem przyjemne. Retinoidy wprowadzałam powoli, więc łuszczyłam się delikatnie i powoli pojawiała się nowa, gładka skóra. Aż po 2 miesiącach z Zoraciem coś dziwnego zaczęło się dziać z moją brodą. Wspominałam o tym we wpisie Kuracja retinoidami – po dwóch miesiącach. Po jednej, prawej stronie brody, pojawiły się wypryski i nie chciały zejść. Przez dzień, tydzień, miesiąc… Rozeszły się po obu stronach brody, ust i wzdłuż bruzdy nosowo-wargowej aż do nosa. Śmiem twierdzić, i jestem pewna, że się nie mylę, że przez całe swoje długie życie miałam w sumie mniej pryszczy niż w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Nie potrafiłam nad nimi zapanować, a z dnia na dzień było coraz gorzej – jak jedna zmiana zeszła, pojawiały się trzy nowe. Skóra była czerwona, pokryta skorupą, łuszcząca się. Armageddon, którego nie dało się ukryć pod żadnym makijażem.
Najpierw myślałam, że to początkowy wysyp po retinoidach, który zdarza się często właśnie podczas kuracji Zoraciem. Tyle, że po 2 miesiącach to już nie jest początek… Jakoś nie zwróciłam na to od razu uwagi, uznałam, że tak ma być i że to przejściowe. Niczym nie zrażona wcierałam Zorac regularnie, z zapałem i nadzieją, że “jutro rano wstanę bez pryszczy”. Wszystko zaczęło się kręcić wokół wysypu, a zmarszczki i kuracja anti-aging zeszły na drugi plan.
Następnie obstawiałam, że to podrażnienie po którymś z kosmetyków. Zaczęłam je wymieniać na coraz to nowsze i droższe. Wyrzuciłam prawie wszystko, czego używałam do tej pory. Zostawiłam Zorac i tonik PHA 6% z Biochemii Urody. Nawilżacz zmieniłam po raz enty – tym razem na Avene Cicalfate. Zapowiadał się dobrze – zmniejszył zaczerwienienie, ukoił stan zapalny. Ale tylko na krótka chwilę. Najlepiej poradził sobie z zajadami i opryszczką – jeszcze nigdy żaden preparat nie złagodził mi tak szybko tzw. “zimna”. Ale pryszcze przyrastały w tempie geometrycznym. Przepraszam za dosłowność opisu – były to czerwone gulki w ogromnej ilości, z białymi kropkami, łuszczące się, odstające, pokryte rybią łuską, nie dające się niczym przykryć. Brrr… 🙁 Trochę swędzące, ale na szczęście nie bolesne. Dołożyłam Linomag z cynkiem. Zero poprawy. Kasia w komentarzu pod wpisem podsumowującym dwa miesiące z Zoraciem, poleciła mi aloes. Kupiłam Żel aloesowy Gorvity. Po pierwszym użyciu dał kolejną nadzieję. Zmiany przygasły, zbladły, ale nowe wciąż powstawały i powstawały.
Minął miesiąc od pierwszych zmian. Moja twarz zmieniła się w gębę, a mnie nie chciało się rano wstawać. W końcu poszłam do dermatologa. Dostałam receptę na pastę robioną na zamówienie z antybiotykiem – doksycykliną. Nasmarowałam się grubą warstwą i czekałam na poprawę, która nie nadchodziła. Jednak nie zrezygnowałam z Zoracu… Lekarka niby radziła, żeby go na kilka dni odstawić, ale mnie było żal odmładzania… Smarowałam się nadal, ale rzadziej. Przyszły święta – pryszczate Boże Narodzenie… Cicalfate, maść z antybiotykiem, aloes, maseczka z drożdży, maseczka z chlorelli, clotrimazol (bo może to grzyby), benzacne, ichtiol, tormentiol. Tormentiol był niezły, znowu trochę stan zapalny nieco zelżał.
Wtedy natrafiłam na bloga Ziemoliny Kosmostolog – i to ona naprowadziła mnie na właściwy trop. Poretinoidowe zapalenie skóry stało się faktem. A ja przekonałam się na własnej skórze co to znaczy, że działanie retinoidów jest piękne, ale i niebezpieczne. Trzeba na nie uważać i nie dać się im zwieść – to naprawdę przyczajony tygrys, ukryty smok. Retinoidy potrafią uśpić naszą czujność i zaatakować nawet po dłuższym okresie czasu, w chwili, w której już nam się wydaje, że je ujarzmiliśmy, że wiemy jak się z nimi obchodzić, a nasza skóry je świetnie toleruje… Tak też było i ze mną – kiedy już przeszłam przez okres przyzwyczajania skóry do ich mocy, zaskoczyły mnie z nagła, znienacka, i w niemiły sposób. Co zrobiłam z zapaleniem?
- Odstawiłam Zorac z brody i okolicy ust całkowicie. Używam go tylko na czoło, pod oczy i na policzki.
- Odstawiłam wszystko co mogłoby mnie podrażniać – tonik PHA, serum z witaminą C i wszystkie naszpikowane niepotrzebną chemią kosmetyki.
- Włączyłam chemię, którą uznałam za swojego sprzymierzeńca, czyli Effaclar Duo i Acne-Derm.
- Wzięłam się za porządne nawilżanie – Cetaphil MD i Avene Cicalfate.
- Wspomagająco dołożyłam olej tamanu, hydrolat z kocanki i żel z aloesu.
Jest O NIEBO lepiej, zmiany nie są zapalne i zaognione, zniknęła sucha, łuszcząca się łuska i coraz łatwiej zrobić mi makijaż. Nie wiem tylko dlaczego nadal nie jest idealnie, być może skóra potrzebuje więcej czasu na regenerację? Bo tego chyba jej brakowało – drażniona cały czas tazarotenem, źle pielęgnowana i niewystarczająco nawilżana, potrzebowała solidnej regeneracji. Wciąż od czasu do czasu pojawiają się malutkie białe kropeczki, których szczerze nienawidzę i które mnie potwornie złoszczą. Ale – szybko schodzą, właściwie zanim zdążą urosnąć, zaczerwienić się i rozejść po twarzy. Ale nadal są, bywają i wkurzają.
Byłam też ostatnio do drugiego dermatologa, pani dr ma świetne opinie w walce z trądzikiem, więc uznałam, że będzie odpowiednia. Jednak jestem trochę rozczarowana. Może liczyłam na skuteczny antybiotyk – ale jako, że pojawiłam się u niej jak już zmiany zaczęły się ładnie goić, nie dostałam nic leczącego. Zaleciła mi przemywać buzię raz dziennie Borasolem i regenerować skórę Uriage Bariéderm – balsamem do skóry popękanej. Borasol zakupiłam, ale po pierwszych 2 aplikacjach użyciu odstawiłam – czasowo lub chwilowo, jeszcze nie wiem. Używałam go 2 razy dziennie zamiast 1 raz, zgodnie z zaleceniem, ale nie dlatego, że jestem mądrzejsza od lekarza, po prostu nie spojrzałam na karteczkę i źle zapamiętałam dawkowanie. Po aplikacji Borasolu na noc, rano zamiast 1-2 zmian pojawiły się 4. Wystraszyłam się, zwłaszcza, że buzia już całkiem ładnie wraca do siebie, i schowałam tonik na inne czasy. Nie zdecydowałam się też póki co na Uriage – kończę Avene Cicalfate, regularnie używam Cetaphilu MD i rozważam zakup LRP Cicaplast lub właśnie Uriage. Mam jeszcze kilka dni na podjęcie decyzji, bo tyle mi zostało Avene Cicalfate w tubce. Aha, dostałam też dożywotni zakaz używania Zoracu na brodę… Jeszcze nie wiem czy dożywotnio się zastosuję do zaleceń… ale na razie długo nie zamierzam smarować się Zoraciem po brodzie. Dostałam receptę na Locacid i jak tylko skończę drugą tubkę Zoracu i wyleczę stan zapalny całkowicie i zupełnie, zamierzam testować tę formę retinoidów na receptę.
Póki co mój plan pielęgnacyjny, który przynosi ulgę i poprawę obejmuje kilka sprawdzonych i w moim przypadku skutecznych zasad.
Rano:
- Spryskuję twarz wodą termalną – akurat mam pod ręką Vichy, następnie przemywam twarz hydrolatem z kocanki lub żelem z aloesu.
- Po wysuszeniu twarzy nakładam cienką warstwę Effaclar Duo.
- Odczekuję 10 minut i smaruję twarz Cetaphilem MD.
- Szyję i dekolt traktuję eksperymentalnie kremem z krzemem i komórkami macierzystymi – Ava L’arisse 70+. 😉
- Na koniec nakładam krem Balea BB – jedyny z przetestowanych przeze mnie wielu podkładów i kremów tego typu, który nadaje się na moje zmiany, nie podrażnia mnie, nie podkreśla suchych skórek, nie potęguje ohydnego efektu rybiej łuski.
Krem jest z filtrem SPF 20 – wiem, że to trochę mało, ale boję się nałożyć cokolwiek innego na twarz, bo każdy dotychczasowy eksperyment kończył się źle, a zapalenie się pogłębiało. Na szczęście jest ciemna i pochmurna zima, a zanim wyjdzie jakikolwiek promyk słońca, mam nadzieję wyleczyć zmiany… Boję się UVA, ale z drugiej strony – wolę jakiś czas zrezygnować z wszystkiego co potencjalnie pogorszyłoby kruchą kondycję mojej skóry, licząc po cichu, że te kilkanaście dni nie doda mi adekwatnej liczby lat 😉 - Dodatkowo, pojawiające się czasem zmiany traktuję olejem tamanu lub tormentiolem – zawsze punktowo.
Wieczorem:
- Myję twarz żelem La Roche Posay Lipikar Surgras do skóry suchej – uwielbiam go! Następnie przemywam twarz żelem z aloesu ewentualnie hydrolatem z kocanki.
- Po wysuszeniu twarzy nakładam na brodę i okolice ust Acne-Derm. Polubiliśmy się. Wybielił ślady po zapaleniu i na bieżąco radzi sobie z nowymi. Jak wspominałam nadal wyskakują mi białe kropeczki, ale żadna z nich, odkąd używam Acne-Dermu, nie zdążyła się zaczerwienić i zaognić.
- Jeśli jest to wieczór z Zoraciem – odczekuję 20-30 minut i nakładam go na czoło, pod oczy i na policzki. Jeśli jest to noc bez Zoracu, nawilżam się Avene Cicalfate.
- Szyje i dekolt traktuję kremem Ava L’arisse.
A na koniec ciśnie mi się na usta tylko jedno – tak bardzo chciałam się odmłodzić, że aż mi wyskoczyły pryszcze… 😉
Photo credits: Saluda UdeA / Foter / CC BY-SA
Ja tez na stosowalam Cicalfate,ale polecila mi kolezanka Alantan Plus krem.I to ma byc koniecznie krem,a nie masc,bo masc jest tlusta,a krem sie ladnie wchlania.Kosztuje grosze doslownie,a nic tak nie lagodzi tak dobrze.przerobilam wszystkie lagodzace srodki z wyzszej polki i juz wiem,ze nie zawsze to co najdrozsze jest najlepsze. Bardzo mnie zaciekawilas tym kremem z komorkami macierzystymi,prosze napisz wiecej.I koniecznie wklej sklad. Zycze wytrwalosci i sobie rowniez 😉 u mnie tez bywa roznie z zorackiem.
A widzisz, to chyba spróbuję Alantan zanim zainwestuję w LRP czy Uriage. Faktycznie kosztuje parę złotych, a wskazania ma t same w sumie co Uriage. Dzięki!
Napiszę niedługo o całej o serii Larisse – to kilka różnych kremów, wszystkie mają ciekawe składy i bardzo wysoko ciekawe substancje aktywne. Wyglądają obiecująco. Na razie na szybko wrzucam skład kremu z krzemem i komórkami macierzystymi:
Aqua, Glycerin, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Glyceryl Stearate, Ceteareth-20, Ceteareth -12, Cetearyl erfum, Cetyl Palmitate, Glycine Soja (Soybean) Oil, erfumyl Myristate, Virgin Argan Oil, Malus Domestica Fruit Cell Culture Extract, Lecithin, Ethylhexylglycerin, Phenoxyethanol, Dimethicone, Sodium PCA, Silica, Xanthan Gum, erfum, Carbomer, Triethanolamine, Mauritia Flexuosa Fruit Oil, EDTA.
Ewidentnie za dużo kosmetyków. Na dzień wystarczy krem z filtrem odpowiedni dla skóry. Bardzo dobre filtry ma La Roche Posay, najdelikatniejsze jakie znam. Bioderma i SVR również mają filtry przeznaczone do skóry tłustej, z trądzikiem, z przebarwieniami. Na noc, jesli skóra jest tłusta, to może być ten aknederm. Ja osobiście polecam bioderma global – dobrze działa na pryszcze, a jednocześnie doskonale nawilża. Do mycia dobry będzie żel lub pianka do mycia twarzy z serii Pharmaceris A. Peelingów w obecnej sytuacji nie potrzeba, bo skóra jest zmasakrowana retinoidami. Na stany zapalne dobry jest cynk (tormentiol lub pasta cynkowa). Jeśli skóra jest sucha, to pomoże zwykły krem nivea (idealny dla skóry wrażliwej) lub maść typu elobaza. Są to maści, które można stosować nawet na skórę tłustą.
Po opisie wnioskuję, że mnie również przydarzyło się to retinoidowe zapalenie skóry. Isotrex miałam przepisany przez lekarza. Po kilku dniach zaczęły wyłazić pryszcze, wielkie i paskudne. W związku z tym przestałam stosować lek na twarz, a postanowiłam go zużyć na ciało. Po kilku dniach pojawiły się pryszcze NA ŁOKCIACH. To uświadomiło mi, że nie jest to preparat dla mnie.